Aleksandra Kucharska: Brązowy medal to byłby niedosyt

27 трав. 2021 |

O zmęczeniu sezonem, walce o srebrny medal, karierze i powrocie kibiców na trybuny opowiada rozgrywająca KPR-u Gminy Kobierzyce, Aleksandra Kucharska.

O zmęczeniu sezonem, walce o srebrny medal, karierze i powrocie kibiców na trybuny opowiada rozgrywająca KPR-u Gminy Kobierzyce, Aleksandra Kucharska.

W miniony weekend mierzyłyście się w Elblągu z przedostatnim w tabeli Startem. To nie było jednak dla Was łatwe spotkanie.
Był to dziwny mecz. Wiedziałyśmy, że Elbląg jest tym zespołem, który długo gra w ataku, dlatego miałyśmy w założeniu wykonywać dużo fauli. Z czasem jednak te faule pojawiały się nie w tempo i to był dla nas spory problem w obronie. Czasami ta defensywa nie funkcjonowała dobrze, miałyśmy przestoje i nie mogłyśmy kontrować. Spodziewałyśmy się trudnego spotkania, byłyśmy przygotowane na to, że Start nie odda łatwo punktów. Cieszymy się, że ostatecznie wszystko potoczyło się po naszej myśli, ale faktycznie wymagało to sporo sił.

Jesteście już pewne medalu, teraz walczycie o jak najcenniejszy kruszec. Ta pewność, że kolejny krążek trafi w Wasze ręce daje nieco rozluźnienia w głowie?
Dla mnie to w ogóle nie jest powód do rozluźnienia. Cały sezon liczyłam na ten srebrny medal i jestem bardzo zła, że nie jesteśmy same w stanie tego rozstrzygnąć na naszą korzyść. Medal oczywiście cieszy, brązowy również, ale byłby to spory niedosyt.

Co w takim razie musi się stać, żeby srebro powędrowało do Kobierek?
MKS Perła Lublin musi zdobyć w tej ostatniej serii mniej punktów od nas. Musimy wygrać swoje spotkanie, a w Lublinie wygrać musi Zagłębie bądź spotkanie musi zakończyć się remisem w regulaminowym czasie gry.

W tym sezonie razem z Zuzą Ważną odpowiadasz za centralny sektor w obronie. To trudne i wymagające zadanie?
Czuję się zmęczona, ale to jak większość dziewczyn, które na boisku spędzają sporo minut. Obrona charakteryzuje się tym, że dużo zderzamy się z przeciwniczkami, co powoduje różne stłuczenia, problemy stawowe. Jest też trudno pod tym względem, że to dopiero pierwszy sezon, kiedy gram z Zuzią i musimy się jeszcze siebie nauczyć, żeby lepiej realizować taktykę. Myślę, że ta współpraca nam wychodzi, było wiele meczów, gdzie ta obrona dobrze funkcjonowała i pozostaje tylko to dopracować.

Powoli zbliżamy się do końca rozgrywek w tym sezonie. Jak byś podsumowała te ostatnie miesiące?
To był dla mnie bardzo trudny sezon. Dawno nie grałyśmy z tak dużą presją z tyłu głowy. Wiedziałyśmy, że chcemy obronić medal, to był nasz wstępny cel. Z czasem, kiedy widziałyśmy swoją dobrą postawę, zaczęłyśmy liczyć na więcej. Później nasza forma nieco spadła i punkty w meczach zaczęły nam uciekać. To jest trudny moment dla głowy. Jestem osobiście bardzo zmęczona, nie tylko pod względem fizycznym, ale przede wszystkim psychicznym. Myślę jednak, że będzie można bardzo dużo z tego sezonu wyciągnąć wniosków, doświadczenia i to na pewno zaprocentuje w przyszłości.

Myślałaś już o jakichś porządnych wakacjach, żeby odpocząć?
Jeszcze nie. Dla mnie priorytetem po sezonie będzie operacja palca i na razie skupię się na tym, żeby później przejść rehabilitację. Muszę zmienić otoczenie, uciec od rozmów o piłce ręcznej. Wrócę do domu rodzinnego, gdzie tych rozmów na szczęście jest dużo mniej. Potrzebuję odskoczni, spotkań ze znajomymi. Reszta będzie zupełnie spontaniczna.

Po miesiącach przerwy w końcu na trybunach znów zasiądą kibice. Cieszysz się?
Jasne, chociaż na pewno będzie dziwnie. Do teraz to rezerwowe obu drużyn dbały o to, żeby ta atmosfera meczowa była i faktycznie było dosyć głośno. Nasza ławka dostała nawet ostatnio żółtą kartkę za pokrzykiwanie, więc hałas był. Kibice na pewno jednak swoje dołożą i zrobią różnicę. Jestem ciekawa, jak to odczujemy.

W niedzielę do Kobierzyc przyjadą Młyny Stoisław Koszalin. Czym charakteryzuje się ten rywal?
Koszalin jest niebezpiecznym zespołem. Ma bardzo dobrą obronę, dlatego trudno jest znaleźć drogę do bramki. Udowodniły nam to w ostatnim spotkaniu, gdzie w drugiej połowie udało nam się zdobyć tylko trzy bramki z gry. Naszym głównym zadaniem będzie więc skutecznie rozmontować defensywę. Na pewno musimy skupić się na kole, które trudno upilnować, ale myślę, że na każdej pozycji występuje zawodniczka, która danego dnia może dużo dać drużynie.

Ciąży na Was teraz ogromna presja. Jak się czujecie psychicznie?
Myślę, że psychicznie jesteśmy dobrze przygotowane. Wierzymy w swoje możliwości i chciałybyśmy uniknąć takiego startu jak z Jarosławiem. Uważam, że wszystkie nasze problemy wynikają z dekoncentracji. Jeśli postawimy trudne warunki w obronie i będziemy kontrować, to powinno być dobrze.

Opowiedz mi jeszcze na koniec, jak przebiegała Twoja kariera.
Zaczynałam w drużynie w szkole podstawowej w Gardnie, przy klubie Hermes, gdzie trener Dariusz Żołnowski zaszczepił we mnie miłość do szczypiorniaka. Później, mój zespół z gimnazjum w Gryfinie się rozpadł i myślałam, że to koniec mojej przygody z piłką ręczną. Stwierdziła, jednak, że chcę grać, dlatego zadzwoniłam do Szczecina, do trenera Szymaniaka, czy mnie przyjmie. Tak się stało i tam spędziłam cały wiek juniorski. Razem z zespołem wywalczyłyśmy awans do pierwszej ligi, później ekstraklasy. Po dwóch latach mój pobyt w Szczecinie się zakończył, szukałam już nawet zwykłej pracy. Wtedy odezwała się do mnie Piotrcovia, gdzie występowałam przez pięć lat. Bardzo dobrze wspominam ten czas, jestem wdzięczna, że ktoś dał mi szansę, kiedy miałam sportowy dołek i straciłam wiarę w siebie. Wciąż walczyłyśmy jednak o utrzymanie i sportowo było to dla mnie trudne, dla moich ambicji. Dostałam propozycję z Kobierzyc, długo się nie zastanawiałam. Wiedziałam, że to perspektywiczny zespół, mądrze budowany i przychodząc tutaj liczyłam na sukcesy. I tak też się stało.

Rozmawiała Marta Trzeciakiewicz