O zdrowiu zespołu przed derbami, nietypowych rolach, które narzuciła mu epidemia koronawirusa i zainteresowaniu piłką ręczną rozmawiamy z fizjoterapuetą KPR-u Gminy Kobierzyce, Łukaszem Lechem.
Masz dużo pracy przed najbliższym meczem z Zagłębiem Lubin?
Sytuacja zdrowotna jest bardzo dobra. Na ten moment wszystkie zawodniczki są zdolne do gry, nikt nie narzeka na poważniejsze kontuzje. Oczywiście są jakieś drobne urazy, ale jesteśmy w stanie opanować je przed spotkaniem tak, by dziewczyny były gotowe do wyjścia na parkiet. Zostało nam kilka dni na przygotowanie. Cieszę się, że na tym etapie sezonu nie borykamy się z żadnymi kontuzjami, które wykluczają z gry na dłuższy czas.
To będzie trzeci z pięciu meczów z Miedziowymi, które nas zaplanowano na ten sezon. Czuć w drużynie atmosferę derbów?
Nie wiem, jak to wygląda w szatni. U mnie w gabinecie, kiedy rozmawiam z dziewczynami, jeszcze nie. Wydaje mi się, że mamy już na tyle dojrzały zespół, że tych nerwów nie ma tak wiele. Przed każdym meczem ten poziom stresu jest mniej więcej podobny. Wiadomo jednak, że będzie to mecz na szczycie, więc jeśli coś miałoby nakręcać atmosferę w drużynie, to raczej to, a nie fakt, że zagramy derby.
Wstrzymujesz oddech, kiedy zawodniczki się zderzają albo któraś przez dłuższą chwilę nie wstaje z parkietu?
Jasne, że tak. Zdarza się to bardzo często. Przed każdym meczem, kiedy witamy się ze sztabem szkoleniowym przeciwników, a szczególnie fizjoterapeutą, życzymy sobie, żeby obyło się bez kontuzji. Wynik jest ważny, ale dla nas najbardziej liczy się to, żeby spotkanie zakończyć w pełnym składzie. Nie dlatego, że później mamy więcej pracy. Po prostu zdrowie jest najważniejsze.
Jak w zasadzie wygląda Twoja praca?
Bardzo różnie. Jeśli są wyniki, nie ma żadnych urazów, to jest jej mniej. Głównie zajmuję się wtedy przygotowaniem do treningów, do kolejnych spotkań. Codziennie jestem w zasadzie pierwszą osobą, która pojawia się w klubie, więc jeśli ktoś potrzebuje mojej pomocy, to zawsze może z niej skorzystać. Stosujemy masaże, terapie manualne, zabiegi regeneracyjne. Jeśli są to poważniejsze kontuzje, to wspomagamy się wiedzą i doświadzczeniem doktora Mateusza Patkowskiego ze szpitala Orthos w Komorowicach. Wtedy działanie jest już stricte medyczne i opiera się na dokładniejszych badaniach, a potem leczeniu.
Z jakimi urazami najczęściej się mierzycie?
Są to stłuczenia, wybicia i skręcenia stawów, ewentualnie jakieś naciągnięcia mięśni. Dziewczyny po meczach są jednak zawsze mocno poobijane, a to w zależności od miejsca na ciele goi się czasami szybciej, innymi razy wolniej.
Czym charakteryzuje się opieka nad piłkarkami ręcznymi, jeśli porównalibyśmy ją do pracy przy innych dyscyplin?
Przede wszystkim, jeśli mówimy o urazach, to dotyczą one całego ciała. W piłce nożnej są to np. głównie kończyny dolne. Tutaj mówimy o nogach, rękach, kręgosłupie – jest ich mnóstwo, są częste. Po meczu zawodnik musi być sprawny na kolejne spotkanie. Może nie jest do końca wyleczony, bo czasami nie uda się zdążyć albo nie mamy aż tak profesjonalnego sprzętu, ale jest zdolny do gry.
Częstotliwość rozgrywanych meczów jest dla Ciebie sporym utrudnieniem?
W tym sezonie ta intensywność nie jest taka duża. Pierwsze dwie rundy dla naszej drużyny układały się pomyślnie, graliśmy co tydzień, czasami dziesięć dni. Dajemy radę.
Jakie stosujecie sposoby na zapobieganie kontuzjom i regenerację?
Nie sposób wszystkich wymienić, bo jest tego naprawdę sporo. Przyjęliśmy w klubie pewne schematy, które cały czas stosujemy. Po meczu jest dzień na regenerację, kiedy zawodniczki korzystają z odnowy, np. basenu, sauny. Dzięki firmie RevitaNormobaria mamy też możliwość skorzystania z komory normobarycznej. Ja natomiast oferuję masaże czy zabiegi, które możemy wykonać w gabinecie.
W tym sezonie masz jeszcze inne, dodatkowe role. Zacznijmy od pierwszej – jesteś koordynatorem ds. sanitarnych dotyczących koronawirusa…
Tak, to prawda. Sytuacja covidowa potrafi zaskakiwać I trzeba się do niej momentalnie dostosować. Przede wszystkim jestem odpowiedzialny za monitorowanie ogólnego stanu zdrowia dziewczyn. Mam na myśli samopoczucie, kontrolowanie tego, czy nie gorączkują, nie mają kataru. Muszą takie sytuacje zgłaszać, a my musimy je weryfikować. W razie potrzeby robimy szybkie wymazy. Jeśli istnieje podejrzenie zachorowania na koronawirusa, kontaktujemy się z sanepidem. Oczywiście Superliga jest w tym zakresie bardzo pomocna, daje nam różne wskazówki, wytyczne i drogi postępowania w określonych sytuacjach. To spore ułatwenie. Ostatnio poddaliśmy się badaniom, które wykrywają przeciwciała IgG+IgM. Wyniki przekazaliśmy do Superligi.
…i mopowym.
A tak, tak! Na podstawie protokołu sanitarnego opracowanego przez Superligę, musieliśmy wybrać osobę, która w tym sezonie będzie pełniła tę funkcję. Niektórzy nie chcieli się tym zajmować, bo uznali to chyba za ujmujące. Ja z naszym trenerem mentalnym, Tomkiem, podeszliśmy do tego zupełnie inaczej. Nie wstydzimy się, a przy okazji zrobiliśmy z tej funkcji niezłą zabawę. Robimy zakłady, kto będzie miał więcej okazji do wybiegnięcia na boisko i mopowania parkietu.
Jak układa Ci się współpraca z zespołem składających się z samych kobiet?
Jak to w drużynie – są dni gorsze, są te lepsze. Jeśli chodzi o ten czas, kiedy pracuję w klubie, już prawie trzy lata, jest dobrze. Dogadujemy się. Przede wszystkim nie gniewamy się na siebie i jeśli trzeba coś wyjaśnić, to rozmawiamy na bieżąco.
Córki wypatrują taty w telewizji?
Tak, oglądają one i żona. Już nie tylko dla mnie, po prostu kibicują zespołowi. Cała rodzina nauczyła się już zasad i “żyjemy” wspólnie tym szczypiorniakiem.
A Twoje zainteresowanie piłką ręczną przyszło wraz z pracą czy było wcześniej?
Śledziłem mniej więcej występy reprezentacji, znałem wyniki KPR-u, czasami bywałem na meczach, ale nie byłem jakoś bardzo zainteresowany samą dyscypliną. Wcześniej pracowałem z piłkarzami nożnymi, to zupełnie inny sport, ale jakoś się odnalazłem. Na ten moment uważam, że piłka ręczna jest ciekawsza. Intensywniejsza, bardziej widowiskowa i tych emocji jest nieporównywalnie więcej. To widać na przykładzie naszych ostatnich występów.
Rozmawiała Marta Trzeciakiewicz