Mariola Wiertelak: Nie można oglądać się na przeciwników

18 mar 2021 |

O ostatnim spotkaniu, funkcji kapitanki, oddechu rywalek na plecach i graniu bez kibiców opowiada skrzydłowa KPR-u Gminy Kobierzyce, Mariola Wiertelak.

O ostatnim spotkaniu, funkcji kapitanki, oddechu rywalek na plecach i graniu bez kibiców opowiada skrzydłowa KPR-u Gminy Kobierzyce, Mariola Wiertelak.

W niedzielę rozegrałyście ostatnie spotkanie przed przerwą reprezentacyjną. Wygrałyście z zespołem z Jarosławia, chociaż ta pierwsza część meczu nie poszła po waszej myśli. Który moment wskazałabyś jako kluczowy dla zwycięstwa?
Myślę, że najważniejsza była zmiana stylu obrony. Zaczęłyśmy od 6-0, ale to powodowało problemy z obrotową, do której docierało dużo piłek, a akcje kończyły się bramką bądź rzutem karnym. Potem ustawiłyśmy wyższą defensywę i to pozwoliło nam na wygraną.

Ciebie wybrano najlepszą zawodniczką tego spotkania, ale przekazałaś swoją nagrodę MVP Karolinie Wicik.
Bardzo cieszę się, że Karolina zagrała dobry mecz i pokazała to, co robi codziennie na treningach. Mnie sprawiło sporo radości to, że mogłam jej przekazać nagrodę i w ten sposób docenić. Uważam, że ma jeszcze wiele umiejętności, wiele w zanadrzu i nie raz pokaże to, co umie robić najlepiej. Lubię młode zawodniczki, które pracują, słuchają, co się do nich mówi i wykorzystują to później w trakcie gry.

Jesteś kapitanką zespołu. Jakie są Twoje obowiązki?
Mam sporo funkcji. Przede wszystkim jestem łącznikiem między zespołem a trenerką. Mam wiele zadań organizacyjnych – często rozdzielam role przy różnych akcjach, w jakich udział bierze drużyna. Scalam razem zespół i dbam o atmosferę. Kiedy trzeba to dodatkowo motywuję. Najlepiej wiem, jak sytuacja wygląda od strony szatni, jakie dziewczyny mają nastawienie i podejście do różnych sytuacji, więc jeśli jest potrzeba, to na bieżąco reaguję. Tak naprawdę nie mam żadnych zastrzeżeń do dziewczyn, bo mamy zdyscyplinowany zespół.

W takim razie jaki jest największy plus Twojego zespołu?
Przede wszystkim bardzo dobra atmosfera. Razem trzymamy się poza boiskiem i później przekłada się to na granie. Jesteśmy układanką, która do siebie pasuje. Dużo rozmawiamy, każda z nas zna swoje zadania, funkcje w drużynie i wywiązuje się z nich. Jesteśmy kolektywem i mamy świadomość, że aby wygrać mecz, każda musi dać z siebie 100% . Nasza siłą jest gra zespołowość.

Poprzednią rundę rozegrałyście bezbłędnie, w tej zdarzyły Wam się już dwa potknięcia. Czujecie oddech rywalek na plecach?
Od Perły Lublin dzielą nas tylko cztery punkty, więc na pewno czuć presję. Jesteśmy jednak mocno zmobilizowane i wiemy, o co gramy. Naszym głównym celem jest srebro. Nie wiem, co musiałoby się stać, żebyśmy łatwo oddały jakiekolwiek punkty. Do końca sezonu zostało dziewięć spotkań i jesteśmy gotowe, żeby walczyć. Zespół z Lublina jest na równie trudnej pozycji, bo cały czas w grze o medale jest też Piotrcovia. Wkroczyliśmy już w ten czas w sezonie, bardzo ważny okres, w którym trzeba być niezwykle skoncentrowanym na sobie, swojej grze. Nie można oglądać się na przeciwników i liczyć na ich potknięcia. Tak jak mówiłam – jesteśmy bardzo zdeterminowane i zrobimy wszystko, żeby móc się cieszyć z medalu.

Miałyście w pewnym momencie myśl, żeby włączyć się do walki o złoto?
Chyba każdy ją miał. W pewnym momencie układ tabeli dawał nam taką szansę. Teraz tracimy do Zagłębia Lubin dziewięć punktów. To niby nie dużo, ale lubinianki prezentują się w tym sezonie naprawdę dobrze. Wiedziałyśmy, że włączenie się do tego wyścigu po złoty medal to bardzo trudne zadanie i że nie można się po drodze potknąć. To nie tylko praca fizyczna na boisku, ale również mentalna. Ciągle zdobywamy doświadczenie w takich trudnych i bardzo emocjonujących momentach. Jeśli nie da to efektu teraz, to na pewno w najbliższej przyszłości.

Jak Tobie się gra bez kibiców?
Bardzo mi ich brakuje. Naprawdę uważam, że to nasz ósmy zawodnik i ogromne wsparcie. Dostajemy go teraz mnóstwo przez nasze portale społecznościowe, ale wiadomo, że to nie to samo. Po pół roku odrobinę przyzwyczaiłyśmy się do pustych trybun, zmieniłyśmy nieco myślenie, ale wiadomo, że nie ma porównania. Mam nadzieję, że kibice wkrótce wrócą na hale i wspólnie będzie osiągać kolejne sukcesy. Gramy z nimi i przede wszystkim dla nich.

Jesteś wychowanką KPR-u. Jak zaczynałaś swoją przygodę z piłką ręczną?
Wydaje mi się, że trochę zazdrościłam starszej siostrze, która wcześniej zaczęła trenować. Tak trafiłam na pierwszy trening, spodobało mi się i zostałam. Moimi pierwszymi trenerami byli Renata Jastrzębska i Wojciech Duczek. To osoby, którym dużo zawdzięczam. Później trafiłam do SMS-u Gliwice. Stamtąd do nieistniejącego już AZS-u Wrocław, potem do zespołu z Jeleniej Góry i Zagłębia Lubin. I wróciłam do domu, do Kobierek.

Walczysz o powrót do kadry Polski?
Codziennie ciężko trenuję i daję z siebie tyle, ile mogę na boisku. Jeśli dostanę powołanie, będę się cieszyć.

Rozmawiała Marta Trzeciakiewicz